Jak co rok postanowiłem pobiec w Biegu Lechitów jako pacemaker prowadząc grupę na osiągnięcie wyniku 1:30.
Pogoda dopisała i większość dystansu pokonywaliśmy ze sprzyjającym wiatrem w plecy. Dla niektórych mogło być chwilami za gorąco, ale cóż pogody się nie wybiera. Od początku tempo biegu wynosiło 4,15 na kilometr. Udało się przebiec cały dystans równym tempem. Niestety jak zawsze rola pacemakera prowadzącego grupy najszybsze jest dość niewdzięczna, gdyż grupka jaką się „doprowadza” do mety jest niewielka. Czasami się zastanawiam, czy dużo więcej satysfakcji nie przyniosłoby prowadząc wolniejsze grupy, gdyż może więcej osób kończyłoby bieg wraz ze mną. Na metę wbiegłem jako jeden z ostatnich z prowadzonej grupy, a i tak udało mi się być w pierwszej setce biegu. To właśnie pokazuje jak niewielu udaje się dotrzymać tempa biegu. Na początku biegu grupa jest potężna i z każdym pokonanym kilometrem wyraźnie topnieje. Najbardziej ubywało osób po pokonaniu 15 kilometrów.
Zadałem sobie pytanie dlaczego więc prowadzę te najszybsze grupy? Powody są dwa:
-
Pomoc osobom, które chcą złamać tą magiczną barierę 1:30 w półmaratonie.
-
Jest to dla mnie ostatni mocny bieg przed startem w berlińskim maratonie.
O organizacji biegu mogę napisać, że jest na najwyższym poziomie do czego już zdążyliśmy się przyzwyczaić jeśli chodzi o nasz klub.
Mariusz Adamczyk